Tragiczny pożar w kamienicy na ulicy Jaracza w Łodzi: jedna osoba nie żyje, 29 ewakuowanych

W nocy z 1 na 2 grudnia na ul. Jaracza w Łodzi doszło do dramatycznego zdarzenia. Kamienica pod numerem 7 stała się miejscem tragicznego pożaru, który strawił dwie nieruchomości. Sześć jednostek Państwowej Straży Pożarnej musiało interweniować na miejscu zdarzenia. Wszystkich mieszkańców ewakuowano z powodu silnego zadymienia budynku, jednak mężczyźnie, którego podejrzewa się o spowodowanie pożaru, nie udało się uratować.

Na miejscu zdarzenia około godziny 23:30 tej feralnej nocy wybuchł ogień, który przyniósł ze sobą smutne skutki. Jeden z mieszkańców kamienicy nie przeżył, a pozostałych musiano natychmiastowo ewakuować ze względu na zadymienie budynku. „Musimy ewakuować łącznie 29 osób. Podczas gaszenia ognia znaleźliśmy zwęglone ciało mężczyzny w wieku 59 lat” – relacjonuje brygadier Jędrzej Pawlak, rzecznik prasowy Łódzkiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej.

„Płomienie objęły niewielkie mieszkanie na parterze, które zamieszkiwał mężczyzna z niepełnosprawnością. Obok jego ciała znaleziono wózek inwalidzki. Wydaje się, że mężczyzna zasnął z papierosem w ręku. Nikt z ewakuowanych nie potrzebował pomocy medycznej „- dodaje rzecznik.

W międzyczasie pożar szybko rozprzestrzeniał się w parterowym mieszkaniu na ulicy Jaracza. Ogień strawił również sąsiednie mieszkanie, ale na szczęście jego mieszkańcom udało się bezpiecznie opuścić budynek. Nieruchomość, która stała się ofiarą płomieni, była mała – składała się tylko z kuchni i małego pokoju. 59-letni mężczyzna, poruszający się na wózku inwalidzkim, mieszkał tam samotnie.

Dwaj ewakuowani mieszkańcy kamienicy na ulicy Jaracza dzielą się swoimi doświadczeniami z tej nocy: „Było ogromne zadymienie. Dym był wszędzie. Natychmiast zaczęliśmy uciekać, wszystko działo się bardzo szybko. Znaliśmy tego pana, wszyscy tutaj się znają” – mówi jeden z nich. „Ja i moja wnuczka byliśmy ostatnimi, którzy opuścili budynek, mieszkaliśmy tuż obok. Myśleliśmy już o ucieczce przez dach. Na szczęście wszystko poszło dobrze” – dodaje drugi mieszkaniec.