Według danych podanych przez Katarzynę Szkopiecką, pracującą w Urzędzie Statystycznym w Łodzi, liczba osób umierających na tym obszarze jest dwukrotnie większa od liczby urodzeń. Trudną sytuację demograficzną pogłębia także fakt, iż region łódzki jest najbardziej sfeminizowany w kraju.
Cała Polska boryka się z problemem spadającej liczby ludności, ale Łódź i województwo łódzkie doświadczają tego w znacznie większym stopniu. Według najnowszych danych, populacja Polski wynosi obecnie 37,8 miliona, co oznacza spadek o 767 tysięcy osób w ciągu ostatnich 10 lat.
Liczba mieszkańców Łodzi przekracza nieco 658 tysięcy, a dekadę temu było ich o 60,5 tysiąca więcej. Całe województwo straciło łącznie 150 tysięcy mieszkańców. – Łódź radzi sobie z tym problemem wyjątkowo słabo – komentuje Katarzyna Szkopiecka, zarządca Łódzkiego Ośrodka Badań Regionalnych przy Urzędzie Statystycznym w Łodzi. – Największe miasto regionu, pełniące funkcję stolicy województwa, odpowiada za prawie 40 procent całkowitego spadku liczby ludności – dodaje.
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Okazuje się, że nie jest to przede wszystkim migracja. Kluczowy wpływ na tę sytuację ma niski przyrost naturalny, czyli proporcja liczby urodzeń do liczby zgonów. W ciągu ostatniego roku w Łodzi przyszło na świat ponad 5 tysięcy dzieci, podczas gdy zmarło ponad 10 tysięcy osób. Na terenie całego województwa było 18 tysięcy urodzeń i 33 tysiące zgonów, co skutkuje ubytkiem populacji o ponad 15 tysięcy osób.
– Tak duży ubytek naturalny jest rzeczywiście niepokojący. Przyrost naturalny w Łodzi w zeszłym roku wyniósł minus 7,85 na każde 1000 mieszkańców, a w całym województwie łódzkim minus 6,37. Dla porównania, w skali całego kraju wyniósł on minus 3,79 – wyjaśnia Szkopiecka.
Dziesięć lat temu przyrost naturalny na terenie województwa łódzkiego wynosił -3, a w Łodzi -6.